wtorek, 21 lipca 2015

rozdział 11


przepraszałam już w informacji zamieszczonej parę dni temu, ale należy zrobić to raz jeszcze: więc Przepraszam, a teraz zapraszam do czytania, mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni


~*~

Blondynka postawiwszy czajnik na gazie, wyjęła z szafki kubek „Kibica Armat z Chudley" i wrzuciła do niego torebkę z Earl Grey'em. Czekając aż woda się zagotuje, usiadła na kuchennym stołku i spojrzała przez okno. Oczywiście mogła to wszystko przyspieszyć za pomocą magii, ale potrzebowała chwili, by się uspokoić. Inaczej pewnie zrobiłaby coś głupiego. A tego nie chciała. Mogłaby w ten sposób zaprzepaścić szansę, którą widziała w zaistniałej sytuacji.
Westchnęła i sięgnęła po czajnik z wrzącą wodą. Nie czuła się najlepiej z myślą, że widzi szansę w zdarzeniach, które doprowadzają jej ukochanego do rozpaczy, ale nie zamierzała też biernie czekać aż on się pozbiera i będzie próbował naprawiać swoje małżeństwo. Zalała herbatę i z kubkiem w dłoni wróciła do salonu. W dalszym ciągu siedział zgarbiony na kanapie, uparcie wpatrując się w Rexa - owczarka niemieckiego, którego podarował jej rok temu na urodziny, śpiącego w rogu pokoju. Uśmiechnęła się na wspomnienie małej, puchatej, piszczącej kulki z krzywo zawiązaną, różową kokardą na obróżce.
- Przyniosłam ci herbaty. - Postawiła kubek na kawowym stoliku i kucnąwszy przed mężczyzną pogładziła dłonią jego blady policzek. Lubiła, kiedy tu przychodził, wyczekiwała go i celebrowała te chwile z największą przyjemnością, gromadziła w pamięci, by podczas samotnych dni i nocy móc je wspominać. To były w większości cudowne momenty, czułe chwile, rozmowy, pocałunki, śmiech... ale dziś on był inny, odległy i zamknięty. Smutny.
- Ron...Ron spójrz na mnie.. - poprosiła cicho, gładząc uspokajająco jego nogi - Proszę cię, Ron. - Szepnęła. Uśmiechnęła się ciepło. kiedy spojrzał w jej oczy, chociaż miała ochotę wstać i pobiec do tej cholernej baby, przez którą były smutne i lekko wilgotne.
- Wstań Lav... - Pogładził jej policzek, a kiedy pokręciła głową, zsunął się z kanapy na miękki dywan obok niej i wciągnął ją na swoje kolana. Uśmiechnął się blado, gdy wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. - Uderzyłem Hermionę. - Wykrzywił się w wyrazie obrzydzenia do samego siebie. Czekał, aż Lavender coś powie, ale ona milczała wtulona w niego. - Nie wiem, co mnie opętało. Co się ze mną stało? Kiedy stałem się taki... taki... - Zacisnął dłonie w pięści. Nienawidził siebie. Niena...
- Kocham cię Ron i zawsze będę. - Jej miękki, ciepły głos przerwał jego ponure rozmyślania. Odetchnął.
Był w domu i teraz tylko to się liczyło.

~*~

Artur cicho zamknął drzwi sypialni i zszedł po schodach, pamiętając, by ominąć skrzypiący stopień. Wrócił do kuchni, gdzie Ginny stawiała właśnie dzbanuszek z mlekiem obok dwóch, wypełnionych herbatą kubków.
- Mama zasnęła? - Spytała, sięgając po cukier.
Usiadł na krześle z cichym westchnieniem i skinął głową.
- To dobrze, za bardzo przeżywa całą tę sytuację. - upiła łyk napoju – Naprawdę nie wiem co zrobić z Ronem, zachowuje się jak totalny idiota. No co, tato? Przecież to prawda! - żachnęła się, widząc jego zmarszczone brwi – Zresztą Hermiona też przesadza, powinna wrócić do domu. Rozumiem, że chciała na chwilę się od tego oderwać, ale teraz za bardzo wyolbrzymia. Jak oni chcą naprawić to małżeństwo, skoro nawet się nie widują?
- Możliwe, że nie chcą tego zrobić. - odparł spokojnie pan Weasley, dolewając mleka do herbaty – Możliwe, że czują się w obowiązku, ale nie chcą.
- Ależ tato! - Ginny aż podskoczyła na stołku z zaskoczenia – Jak możesz tak mówić? Przecież oni są dla siebie idealni! Zawsze byli. - wbiła w ojca świdrujące, oburzone spojrzenie, a kiedy przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, dodała jakby odrobinę niepewnie – Sam przecież wiesz, tato...
Pan Weasley potarł dłonią kark i zaczął mówić cicho, acz stanowczo, rozważnie dobierając słowa – Nie wiem tego, Ginny. Zastanawiam się, czy tak naprawdę było czy też...wszyscy tego chcieli, oczekiwali od nich. Zwłaszcza, kiedy Harry zniknął i go nie odnaleziono. Pamiętasz? Cała nasza uwaga skupiła się na nich, na ich rozkwitającym związku, na ich planach...zresztą nie tylko nasza. Cała czarodziejska Anglia patrzyła na nich, dziennikarze, znajomi, nieznajomi, wszyscy chcieli wiedzieć jak bardzo są ze sobą szczęśliwi...
- Ale przecież byli szczęśliwi! - zaoponowała.
- Owszem. - skinął głową – Tak sądzę. Jednakże byli szczęśliwi także, a może i bardziej, jako przyjaciele. Kiedy patrzę wstecz i próbuję sobie przypomnieć momenty, kiedy zachowywali się jak zakochana para to nie umiem tego zrobić. Czy ty pamiętasz, córuś, by trzymali się za ręce, wymykali ukradkiem, spędzali ze sobą każdą wolną chwilę?
- Kochali się tato, dalej się kochają... - Ginny spuściła głowę i zagapiła się na kryształki cukru rozsypane na blacie.
- Czy zakochana kobieta ucieka w pracę, a zakochany mężczyzna szuka zapomnienia w alkoholu? - spytał gładząc dłoń córki.
- Ron zawsze jest o nią taki zazdrosny... - bąknęła.
- Zaborczy, owszem, ale nie zawsze. Tylko...
- Przy Harrym. To o Harry'ego zawsze był zazdrosny. - dokończyła za ojca i uniosła głowę, zacisnęła lekko wargi – Nie podoba mi się to tato, a mamie pęknie serce.
- Mi też nie, Ginny. Zapewniam cię, że naprawdę chciałbym by byli dalej razem. - westchnął i spuścił wzrok – Jednak nie mam prawa ich do tego zmuszać. - spojrzał na córkę – Najważniejsze dla mnie jest wasze szczęście Ginny. Twoje, twoich braci, a także Hermiony i Harry'ego. I jeśli oznacza to, że będę musiał pogodzić się z ich rozstaniem, to zrobię to. Pozwolę im żyć swoim życiem, odłożę nasze oczekiwania i chęci na plan dalszy. Mama też. Kocha was wszystkich niezwykłą miłością i dlatego tak bardzo to przeżywa, ale przede wszystkim chce byście wszyscy byli szczęśliwi.
- Wiem tato... - Ginny przytuliła ojca, który wydawał jej się w tym momencie niezwykle kruchy.

~*~

Po długim spacerze na wrzosowiskach, Hermiona musiała przyznać, że nastrój jej się poprawił. Miała wrażenie, że zostawiła tam wiele swojej irytacji i rozczarowania. Czuła nawet jakąś nikłą wdzięczność dla Malfoya, który nie pozwolił jej się zatracić w negatywnych emocjach i wyrwał ze stanu w jakim się znajdowała. Oczywiście, nie zamierzała mu o tym powiedzieć, ani teraz, ani nigdy. Jednakże było to uczucie niezwykle nowe i dziwne w kontekście jego osoby. Wszakże do tej pory żywiła jedynie do niego urazę, odczuwała gniew, złość i współczucie.
Ale wdzięczność? Wchodząc do domu na Grimmauld Place prychnęła pod nosem, sama nie wiedząc czy bardziej z irytacji czy rozbawienia wywołanego absurdem całej tej sytuacji. Skierowała się wprost do gabinetu, chyba najrzadziej używanego pomieszczenia w domu, i zapaliła lampę. Lubiła to miejsce, Harry je odnowił, ale zachował stare, dekadenckie dębowe biurko i skórzany, niezwykle wygodny fotel oraz książki, które stały równo ułożone na pięknie rzeźbionych regałach. Granatowe ściany sprzyjały skupieniu, a żółte światło, które dawały lampy, wprowadzało nastrój kontemplacji. Uśmiechnęła się do siebie, wzięła z półek kilka interesujących ją pozycji i przywołała ze swojej sypialni notes podarowany jej przez Malfoya. Chciała popracować nad eliksirem o którym myślała już od dawna, ale zdawała sobie sprawę, że zanim zacznie próby jego tworzenia musi przygotować sobie solidne, teoretyczne podstawy. Będę musiała poszukać dodatkowej literatury, ale na początku to powinno wystarczyć. Usiadła więc wygodnie, przygotowała kałamarz z piórem i zaczęła przeglądać księgi, czasem notując informacje, które uznała za interesujące i istotne. Zatraciła się w pracy. Dawno nie miała czasu, by zająć się pracą naukową i niezwykle jej tego brakowało.
Czas mijał. Około 3 nad ranem odłożyła pióro i przetarła oczy, była już mocno senna, a dwie lampki wina, które wypiła przy pracy tylko to spotęgowały. Uznała więc, że najwyższy czas się położyć.
Podskoczyła na krześle, kiedy poczuła czyjeś dłonie na ramionach.
- Nie podejrzewałbym cię o taką strachliwość... - ten niski, aksamitny głos doprawiony idealną nutką ironii mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Doprawdy, Malfoy, mógłbyś nie skradać się do człowieka jak złodziej. - prychnęła – Czego chcesz?
- Wielu rzeczy... naprawdę wielu... - odparł w zamyśleniu i delikatnie ścisnąwszy jej ramiona przejechał kciukami po delikatnej skórze dolnej części karku Hermiony, przymknęła lekko oczy z przyjemności – Masz spięte mięśnie.
- Oczywiście, że tak. - przewróciła oczami – Przebywanie z tobą w jednym pomieszczeniu może doprowadzić człowieka do stanu gotowości bojowej. - chciała wstać, ale powstrzymał ją i wrócił do niespiesznego i uważnego masowania jej ramion – Malfoy, na Merlina, odczep się i sobie idź. - zaburczała zirytowana nie dopuszczając do siebie tej małej myśli, która szeptała, iż wcale nie ma ochoty na to by przestał.
- Nie. - odparł po prostu i przejechał dłońmi po jej karku i bokach szyi.
- Czegoś nie rozumiesz, to nie była prośba, której mógłbyś odmówić. - burknęła mniej wrogo niż by chciała.
- Ależ oczywiście, że zrozumiałem co miałaś na myśli. Jednak nie zamierzam się w najmniejszym stopniu dostosować do tak nierozsądnej zachcianki. Jak zapewne wiesz lub się domyślasz, mam hedonistyczną naturę, więc nie wymagaj ode mnie zachowania z nią sprzecznego.
- Ty masz gadzią naturę. - prychnęła ni to zła ni rozbawiona.
Zaśmiał się cicho i nachylił do jej ucha. Poczuła jego ciepły oddech na policzku.
- Taką też, Hermiono, taką też. - zamruczał, a kiedy otworzyła usta, by mu powiedzieć co myśli o tak bezpardonowym skracaniu dystansu, dodał, by nie dać jej dojść do słowa – Teraz bądź tak łaskawa i przestań mówić. Zamknij oczy i pozwól, bym obudził w tobie twoje uśpione, hedonistyczne pragnienia.
- Nie... - przerwała protest, kiedy przejechał palcami po bokach jej twarzy, ucisnął lekko skronie, by następnie wpleść palce w jej włosy i rozpocząć masaż skóry głowy. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Żałować będę jutro.
Draco Malfoy uniósł lewy kącik ust w uśmiechu samozadowolenia i zmrużył z satysfakcją oczy. Tak, Granger, dokładnie tak.

Hermiona obudziła się rano w swoim łóżku. Przeciągnęła się mrucząc i leniwie uśmiechając. Czuła się cudownie zrelaksowana i zadowolona. Kiedy zorientowała się, że śpi w ubraniu i przypomniały jej się wydarzenia z nocy, zarumieniła się odrobinę, ale kiedy jej wzrok spoczął na budziku wspomnienie nocy rozmyło się pod naporem paniki.
- Na Merlina! Zaspałam!

~*~

betowała Witch, dziękuję Ci - jesteś Niezastąpiona :*

~*~

pięknie proszę o komentarze, są dla mnie niezwykle ważne - przynoszą wiele radości, rozmyślań i pomagają się rozwinąć,
pozdrawiam Was serdecznie,
atramaj