sobota, 1 listopada 2014

rozdział 8

czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? parę rzeczy, ale nie zmienia to faktu, że zawaliłam i 
przepraszam
jeśli ktoś jednak będzie chciał to dalej czytać to ja będę pisała, po prostu

~*~

Nie znosiła płakać. Czuła się w tych momentach jak słaba, bezradna dziewczynka, a wszak była już dorosłą kobietą, która powinna panować nad swoimi emocjami i życiem. Zwłaszcza życiem. Wyciszyła pokój zaklęciem, nie chciała ryzykować by ktokolwiek usłyszał jej płacz - Harry miałby kolejny powód by wodzić za nią zmartwionym wzrokiem. Co gorsza, mógł ją usłyszeć Malfoy, którego sypialnia sąsiadowała z jej pokojem. Zdecydowanie nie zamierzała dawać mu powodów do kierowania złośliwych uwag pod swoim adresem, czy to dotyczących jej czy Rona. Fakt, iż Ślizgon do tej pory powstrzymywał swój gadzi język nie uspokajał jej, mogła się założyć o wszystkie swoje księgi, że jej płacz sprowokowałby go do poczęstowania jej jakąś soczyście jadowitą uwagą.
Okryła się szczelniej kołdrą i zamknęła oczy w bezskutecznej próbie zatrzymania nielicznych,ale nieustępliwych łez cisnących jej się do oczu.


Podjęła decyzję. Wzięła głęboki, uspokajający oddech i odezwała się najspokojniej jak umiała.
- Pamiętasz, że jutro idziemy do Harryego? - po chwili ciszy obróciła się na bok i spojrzała na męża, który uparcie wpatrywał się w sufit – Ron... słyszysz co do ciebie mówię?
- Nigdzie nie idziemy. - założył ręce za głowę i zamknął oczy - Śpij.
- Przecież to planowaliśmy z Luną, Ginny... - ugryzła się w język, widząc jak na jego twarz wstępują rumieńce złości.
- Powiedziałem już, że nigdzie się nie wybieram. - burknął ze złością i obrócił się do niej plecami.
Dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Ron... Harry ma jutro urodziny...
- Nie obchodzi mnie to. Śpij!
Westchnęła. Był zły, więc dalsze próby perswazji nie miały najmniejszego sensu. Zdmuchnęła świecę i owinęła się szczelniej swoją kołdrą.
Od dnia, w którym Ron przeczytał felerny artykuł Skeeter i zapoznał się z treścią wywiadu Ginny minął już tydzień, ale sytuacja w Norze dalej była napięta. Każda wzmianka o Harrym lub Ginny kończyła się upartym milczeniem Molly i wściekłymi warknięciami Rona - wobec czego Artur całymi dniami przesiadywał w szopie przy swoich mugolskich rupieciach, a Hermiona trzymała język za zębami i starała się nie rzucać w oczy.
Przewróciła się na drugi bok i poprawiła poduszkę, która wydawała się jej bardzo niewygodna.
- Szach mat - uśmiechnął się z zadowoleniem, po raz któryś z kolei ogrywając Seamusa i poklepał go po plecach - nie martw się chłopie, w końcu to ja wygrałem w szachy z olbrzymami. - dopił whisky ze szklanki i spojrzał na Hermionę, która właśnie weszła do salonu - Wybierasz się dokądś?
- Do Harryego, ma dziś urodziny. Przypominałam ci wczoraj.
Z twarzy Rona znikł zadowolony uśmiech, na którego miejscu pojawił się grymas złości.
- Co?! Mówiłem ci, że nigdzie nie idziemy. - podszedł do niej krzyżując ramiona - On mieszka z tym czystokrwistym dupkiem, Hermiono, kto jak kto, ale ty powinnaś go nienawidzić najbardziej. Mam ci przypomnieć, ile lat nazywał cię szlamą, drwił z ciebie i ile razy przez niego płakałaś w szkole?
- To było dawno Ron, Harry uważa...
- Harry najwyraźniej zapomniał jaka to zawszona świnia. - otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale uciszył ją ostrym gestem ręki - Zapomniałaś już w czyim domu cię torturowano?
Kątem oka zobaczyła jak Seamus wycofuje się do kuchni.
- Nie zapomniałam, ale z łaski swojej mógłbyś mi tego nie przypominać.
- Ja ci to przypominam? A jego tleniona gęba nie będzie ci tego przypominać?!
Zgrzytnęła zębami z bezsilnej złości.
- Ron, ja idę do Harry'ego i dla Harry'ego, a nie do Malfoya. Chcę się zobaczyć z przyjaciółmi, naszymi przyjaciółmi... - jej irytacja zaczynała osiągać apogeum, toczenie bezowocnych dysput nie było jej ulubionym zajęciem, a ostatnio robiła to zdecydowanie zbyt często. Nie wspominając już o tym, że wolałabym nie musieć podchodzić do swojego mężczyzny jak do dziecka, któremu trzeba wszystko tłumaczyć po milion razy.
- To nie są nasi przyjaciele odkąd zaczęli się prowadzać z tą fretką! Zdrajcy i tyle.
- Nie bądź dzieckiem, Ron. Nikt się z nikim nie prowadza. - fuknęła ze złością - Wychodzę, a ty rób sobie co chcesz!
- Powtarzam ci jeszcze raz, nigdzie nie idę. I ty też nie! - wyrwał jej z ręki torebkę.
Zachłysnęła się ze złości. Jak on śmie?!
- Nie pójdę? Nie będziesz mi rozkazywał Ron! I wiesz co? Będę się świetnie bawić! Odpocznę sobie od ciebie i tych twoich żałosnych pijackich wybuchów!
Następne minuty pamiętała jak przez mgłę.
- Zamknij się! - jego ostry krzyk, grymas wściekłości. Zamachnął się i uderzył. Poczuła piekący ból na policzku. Oboje zamarli na parę sekund, wpatrzeni w jego uniesioną dłoń jak w obce, nieznane zjawisko, które nie miało się wydarzyć, nie mogło się wydarzyć, a jednak się wydarzyło. Ocknęła się pierwsza. Wzięła głęboki haust powietrza, wyrwała mu torebkę i uciekła.
- Miona, ja nie chciałem, nie chciałem. Miona! - słyszała jak ją woła, ale nie odwróciła się. Tuż za bramką teleportowała się w pierwsze miejsce jakie jej przyszło na myśl.
Noc była gorąca, ale jej wydawało się, że ściął mróz. Dłonie jej drżały, ustami ledwo łapała powietrze, a na skórę wystąpiła gęsia skórka. Przymknęła powieki, wzięła głębszy, uspokajający oddech i policzyła w myślach do dziewięciu, wypuściła powietrze ustami i otworzyła oczy. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by zorientowała się gdzie jest. Stała przed domem, w którym się wychowała, który w myślach nazywała "domem rodziców" pomimo, że należał teraz do jakiejś nieznanej jej rodziny. Widziała przez okno w salonie, że właśnie zasiadają do kolacji, dwójka dorosłych i troje małych dzieci. Patrzyła jak siadają do stołu, podają sobie potrawy, rozmawiają...
- Przepraszam czy coś się pani stało? - wzdrygnęła się, kiedy czyjś głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Nie, nic, dziękuję. - nie spojrzała na człowieka, który do niej mówił. Nie chciała jego pytań, troski, pomocy. Odwróciła się w przeciwnym kierunku i szybkim krokiem ruszyła w głąb ulicy. Poczuła na policzkach ślady po łzach, zagłębiona w myślach nie zdawała sobie sprawy z tego, że płacze. Sięgnęła do torebki po chusteczkę, jej dłoń natrafiła na nieduże pudełko, które parę dni temu pieczołowicie owijała prezentowym papierem.
Urodziny Harry'ego. Westchnęła. Przeszła jej ochota na świętowanie, ale z drugiej strony co miała zrobić? Nie zamierzała wracać do Nory. Co prawda miała jeszcze Muszelkę, ale co by jej to dało? Siedziałaby tam sama, płakała i pogrążała się w pesymistycznych rozważaniach zapijanych dużą ilością wina, co nie byłoby ani owocne ani potrzebne.
- Skoro i tak zamierzam się upić, to już lepiej na wesoło, wśród ludzi. - mruknęła pod nosem.
Wytarła dokładnie twarz wilgotnymi chusteczkami, by zmyć wszelkie pozostałości po łzach i rozmazanym makijażu. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, teleportowała się na Grimmauld Place 12.
Zapukała.
- Panienka Hermiona... - skrzat skłonił się, po czym spojrzał na nią uważniej - Czy Stworek może w czymś pomóc panience?
- Nie powiadamiaj Harryego, że jestem, chcę mu zrobić niespodziankę. - uśmiechnęła się do skrzata i weszła do środka. Z salonu dobiegały głośne wybuchy śmiechu i zapewne już po raz któryś śpiewane "sto lat". Swoje pierwsze kroki skierowała do kuchni, chcąc najpierw głębiej odetchnąć, by nie wzbudzić w przyjaciołach żadnych domysłów. Wolała swoje domowe sprawy załatwiać sama. Postanowiła nie zapalać lamp, by nie przykuć na razie niczyjej uwagi.
- Lumos – szepnęła. - Sięgnęła do zamrażalnika w poszukiwaniu jakichś mrożonek, ale jedyne co znalazła okazało się być butelką wódki. „Oczywiście, czego ja się spodziewałam po lodówce Harryego? Jak się nie ma co się lubi..." Wyjęła ją z zamrażalnika i przyłożyła sobie do policzka. Nie była zbyt dobra w zaklęciach makijażowych, wolała więc powstrzymać ewentualnego siniaka zanim się pojawi używając starych, mugolskich sposobów. Co prawda mogła użyć zaklęcia, ale często przyzwyczajenia z dzieciństwa wygrywały. Podskoczyła, kiedy nagle rozbłysło światło.
- Granger? - stojący w progu mężczyzna przyglądał jej się ze zdziwieniem i uwagą. Po chwili, przez jego twarz, prawie niedostrzegalnie, przemknął grymas złości.
"Cóż, na pewno nie cieszy go towarzystwo szlamy."
- Zmieniłam nazwisko, Malfoy, teraz nazywam się Weasley. - warknęła,na co on uniósł tylko krytycznie brew.
"Rzeczywiście, obiło mi się o uszy, że popełniłaś w swoim życiu karygodny błąd." - jego słowa z balu ministerstwa powróciły do niej jak bumerang. Potrząsnęła głową odganiając je i spojrzała na niego ostro.
- I na co się gapisz, Malfoy?
W odpowiedzi uniósł lewy kącik ust w ironicznym uśmiechu i zmierzył ją niespiesznie wzrokiem. Zdała sobie sprawę, że musi wyglądać co najmniej śmiesznie stojąc po ciemku w kuchni przyjaciela i przyciskając do twarzy butelkę wódki.
- Postanowiłam nadgonić, nie chcę zostać w tyle - mruknęła, odkręciła zakrętkę i dzielnie wypiła duży łyk. Zakrztusiła się.
- Draco, co z tą flaszką?! - głos Ginny wskazywał wyraźnie na sporą ilość wypitego alkoholu. Hermiona, zadowolona z nadarzającej się okazji opuszczenia kuchni bez kolejnych, śmiesznych tłumaczeń zakręciła butelkę i wyprostowała się dumnie.
- Ja im zaniosę. - ruszyła w kierunku salonu nie zaszczycając go nawet spojrzeniem - Co...?! - zaprotestowała, kiedy zabrał jej butelkę.
- Myślę, że najpierw chciałabyś pójść do łazienki, Granger. - jego głos był spokojny, ale stanowczy i sama nie wiedząc dlaczego, posłuchała go.
"Czemu nie wpadłam na to, żeby przyjść najpierw tu i za jakie grzechy musiałam spotkać akurat jego?! Chociaż może to i lepiej... jego to nie obchodzi, a inni by pytali."
Westchnęła i przyjrzała się ponownie swojemu odbiciu w lustrze. Jej policzek zaczynał się robić fioletowy, ślady tuszu po tym jak płakała były rozmazane po całej twarzy i, o zgrozo, po koszuli, a z jej misternego koka wystawało o wiele za dużo pasm. Umyła twarz i w skupieniu rzuciła zaklęcie makijażowe. Przyjrzała się krytycznie efektowi. Był zadowalający, co prawda rzęsy się odrobinę posklejały, ale najważniejsze było to, że siniak nie był widoczny. Teraz włosy... Rozpuściła je i za pomocą różdżki próbowała jakoś ujarzmić. Ku jej rozpaczy - z mizernym skutkiem, loki układały się jak chciały i w żaden sposób nie mogła z tym nic zrobić. Machnęła więc na nie ręką, była przecież wśród przyjaciół, a Malfoy chyba wyrósł już z kpin na temat jej wyglądu. Koszulę złożyła w kostkę, położyła na koszu na brudną bieliznę i spokojnym krokiem poszła do salonu.
- Wybaczcie spóźnienie, zatrzymali mnie w pracy.
Uśmiechnęła się szeroko. Widok przyjaciół poprawił jej nastrój i, przynajmniej na parę chwil, odegnał złe myśli.
- Wszystkiego najlepszego Harry, spełnienia marzeń. - przytuliła solenizanta, udając, że nie dostrzega pełnego nadziei spojrzenia, które Harry posłał w kierunku drzwi.
- Ron oczywiście nadal obrażony? - wypaliła Ginny, przytulając ją.
- Przejdzie mu, zobaczycie. - Luna wyplątała się z objęć mocno wstawionego Nevillea i zabrała się za robienie Hermionie drinka, mieszając sok pomidorowy z jabłkowym i wlewając do nich dużą ilość wódki.
- Świetnie cię widzieć, zastanawiałam się już czy nie wybrać się do Nory i nie wyrwać cię z zaborczych ramion mojego braciszka - Ginny objęła ją mocniej - wyglądasz świetnie. - szepnęła i roześmiała się, widząc rumieniec na twarzy przyjaciółki.
- Pobrudziłam koszulę - wymamrotała zawstydzona, wiedząc, że przyjaciółka mówi o topie, który miała na sobie, a który w zamierzeniu miał po prostu uniemożliwiać prześwitywanie głównej części jej garderoby.
- I dobrze się stało, nareszcie się jej pozbyłaś. Czego się napijesz? - spytała, ukradkiem wlewając twórczość Luny do stojącego nieopodal kaktusa.
- Wina, poproszę. Witaj Neville. - uśmiechnęła się, kiedy skłonił jej się przesadnie dwornie.
Nie zdawała sobie sprawy z badawczego spojrzenia, którym omiotły ją stalowe oczy mężczyzny stojącego w cieniu pokoju ze szklanką whisky w dłoni.


Spojrzała w lustro stojące obok łóżka. Na swoje czerwone, podpuchnięte oczy, szare cienie pod nimi i drżące usta. Spojrzała prosto w swoje oczy. Miała dosyć. Już wystarczająco długo użalała się nad sobą.
- Koniec z tym, rozumiesz? Koniec.
Poszła do łazienki wziąć zimny prysznic.

~*~

betowała niezastąpiona Witch, dziękuję kochana i życzę zdrowia

~*~
będę wdzięczna za każdy komentarz i brak linczu 
pozdrawiam,
atramaj

15 komentarzy:

  1. Zazwyczaj nie komentuję nowo co znalezionych blogów, muszę je najpierw dokładnie przejrzeć, ale wiesz co.? Dla Ciebie zrobię wyjątek.. :) Co prawda przeczytałam tylko ten rozdział na twoim blogu, ale mogę powiedzieć, że jest ŚWIETNY.. Zaraz dodam go do spisu czytanych blogów u mnie i z niecierpliwością czekam na cdn.. I tak wgl to odezwała się we mnie feministka i najchętniej skopałabym dupę temu dupkowi Ron'owi.. Zapraszam do mnie http://little-big-love-by-cornelia.blogspot.com/

    Cornelia Grey.. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo Ci dziękuję za opinię, to dla mnie niezwykle budujące, że komuś się chciało ją zostawić :)

      Usuń
  2. dałam słowo i mam chwilę....
    ZARAZ CIĘ KOPNĘ W TWÓJ ZGRABNY TYŁEK OSZUKAŃCU!
    jak mogłas mi wmawiać że to nie było warte ciasteczka i dobrej herbaty!? przez ciebie napiłam się wody.... przegotowanej w dodatku! a rozdział zasługuje na ciepły kocyk, moją zimową herbate i mega ciasteczko albo luksuśną czekoladę.... ale to tak na wstęp, żeby nie było że nie ostrzegałam.
    przechodząc do części właściwej:
    Wynalazkiem luny się skrzywiłam... tak to zdecydowanie w jej stylu, ale ja bym nie tknęła, taaa Hermiona i Wino, coś na chwilę obecną bardzo aktualne, prawda? Czerwone i wytrawne.
    Malfoy jest uroczy! Nie mogę powiedzieć, że jest do schrupania, bo jest.... jej brakuje mi słów, a wiesz że z moim słowotokiem to trudne, jedyne pasujące określenie to "Malfoy".... z tym jego cichym i ironicznym "Najpierw chcesz odwiedzić łazienkę,,, tak, atmosfera w domu Pottera jest balsamem na chorą dusze i stanowczo powinna się pozbyć tych koszul! zaraz po tym jak pozbędzie się weasleya, wybacz nie mogę go napisac przez dużą literę, bo właśnie straciłam do niego cały szacunek.
    "obiło mi sie o uszy, że popełniłaś kardynalny błąd"
    wiesz, co jest piękne? że to opowiadanie jest takie twoje... nie wiem jak moje bazgrołki odbierają moi znajomi, wolę nawet nie myśleć.... chlip, jak mogłam przeczytać takie fanfickowe ciasteczko bez ciasteczka, albo chociaz herbaty?
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam na Twój blog jakiś czas temu i od razu wciągnęłam mnie ta historia i zasmucił fakt, że nie ma dalszego ciągu. Mimo to wchodziłam tu raz na jakiś czas z nadzieją, że wrócisz, a tu dziś taka niespodzianka! Bardzo się cieszę, że będziesz dalej pisała i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    J.

    OdpowiedzUsuń
  4. WRÓCIŁAŚ!
    Jestem mega szczęśliwa :) Uwielbiałam twojego bloga i do dziś pamiętam jak co miesiąc czytałam wszystko od początku by sobie przypomnieć hahah
    Dziś znowu to zrobiłam i nie żałuję. Masz niesamowite lekkie pióro oraz super styl pisania. Jeszcze nie widziałam, by ktoś tak zgrabnie wpasowywał wspomnienia do bieżącej akcji!
    Cudeńko :)
    Uwielbiam też tą nutę tajemniczości, którą wprowadziłaś. Bardzo mi się podoba, że Michael nie jest synem Draco tylko Lucjusza - coś innego.
    Tylko, proszę i nie wymagam, następny nie za 11 miesięcy. Co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obiecuję, że wyrobię się w 10 miesiącach ;p i bardzo Ci dziękuję za dobre słowo

      Usuń
  5. no jeżeli istnieją blogi na które warto czekać to ten na pewno do takich należy ;)
    Czekam z utęsknieniem na następną notkę bo czuje duży niedosyt. Rozdział bardzo mi się podobał. Opisy wyszły ci świetnie a dialogi naturalnie. Brawo!
    Pozdrawiam Syntia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna historia. Fajnie się czyta Twojego bloga. Mam nadzieję, że będziesz dalej pisała, bo jestem ciekawa co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń

  7. Jak fajnie, że wróciłaś, fakt, muszę sobie przypomnieć o czym była dokładnie historia, ale to nie ważne. Polski świat Dramione ubolewa brakiem dobrych pisarek, tym bardziej w tym temacie. Jest dużo nowych blogów, niestety narazie daleko im do ideału :) Więc dziś wieczorem przeczytam sobie wszystko od nowa i skomentuje jeszcze raz :)
    tymczasem zapraszam Cię no mojego bloga http://phenylethylaminee.blogspot.ie/ i jak byś tam mogła mnie powiadamiać o kolejnych częściach :) Później też Cię dopiszę do linków ^^ Pozdrawiam! I nie znikaj już na tak długi czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo Ci dziękuję za miłe słowo i oczywiście czekam z (totalną) niecierpliwością na komentarz merytoryczny
      będę Cię informowała o nowych notkach, ale bardzo proszę napisz gdzie mam to robić w zakładce "powiadomienia" (jest u góry w pasku bocznym) - to mi bardzo ułatwi informowanie osób

      Usuń
  8. Znowu zimny prysznic?;D Co złego jest w gorącej wodzie?;p Uznam, że hartujesz ich dla zdrowia;)
    Ron mnie przeraża...Serio...Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie dla jego metamorfozy?;> Bo tym, że sława uderzyła mu do głowy się nie zadowolę;) Chcę szczegółów;p Bo ja lubię szczegóły;p
    Podobała mi się scena pomiedzy naszymi dramionkami;) A wizualizacja Hermiony z butelką wódki w ciemnej kuchni szczerze mnie ubawiła;D Nie mniej niż jej wymówka;D Super!
    I Draco- miło z jego strony, że skierował ją do łazienki.
    I błagam nie mów mi dzisiaj nic na temat drinków, wina, wódki itp %...Nie dzisiaj;p;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Tego się niestety po Wieprzleju spodziewałam. Wrrr. Pieprzony pajac... Mam nadzieję, że Hermiona mu nie wybaczy, że nie będzie powrotów i odejść...
    Rozdział bardzo dobry, schrupałam go błyskawicznie.

    OdpowiedzUsuń