poniedziałek, 13 maja 2013

rozdział 3


witajcie
na wstępie chciałam Was bardzo przeprosić za tak długi okres przerwy, ale niestety z powodu niezależnych ode mnie przyczyn nie było innej możliwości

~*~ 

Następne sześć tygodni okazało się dla niej niezwykle męczące. W Norze bywała tylko gościem, wyjątkowo rzadkim gościem, co wybitnie nie podobało się Ronowi i Molly. Jedynie ze strony Artura mogła liczyć na cichą akceptację i poparcie.
Śmierciożercy ostatnio zrobili się bardzo aktywni.
Nie nadążała z przeprowadzaniem operacji, nie wspominając już o papierkowej robocie rosnącej w oka mgnieniu na jej biurku. Aurorzy stali się stałym elementem jej oddziału, przesłuchiwali pacjentów i ich rodziny, usiłując znaleźć jakąś nić łączącą wszystkie ofiary. Bezskutecznie. Podejrzewała, że to fakt niemożności dorwania Malfoy'a tak rozsierdził Śmierciożerców i napadnięci są tylko przypadkowymi osobami, które natknęły się na żądnych krwi i śmierci psychopatów. Nie mówiła głośno o swoich podejrzeniach, obiecała Harry'emu dotrzymać tajemnicy i tak robiła, pomimo wciąż nachodzącej ją chęci wygadania się przed kimś. Zresztą nawet gdyby zdecydowała się z kimś o tym porozmawiać, nie miałaby na to czasu.
Jak co wieczór weszła do sypialni na Grimmauld Place 12. Malfoy spał spokojnie, jakby zupełnie nie dotyczył go koszmar, który ona codziennie od nowa przeżywała.
Jeśli go dorwą, to może przestaną zabijać bogu ducha winnych ludzi, a przy okazji będzie o jednego drania mniej na świecie.
Wstydziła się tych myśli, ale nie mogła się ich pozbyć. Wracały za każdym razem, kiedy tylko wchodziła do jego sypialni i aby przekonać samą siebie o ich nieistnieniu, robiła wszystko co w jej mocy, by powrócił do pełni sił bez żadnych, najmniejszych nawet powikłań. Poddała się usilnym prośbom Harry'ego i nie przeniosła go do Munga, była więc na Grimmauld Place codziennie, przed i po pracy żeby doglądać Malfoy'a. Postawiła jednak dwa warunki: przed każdą jej wizytą Draco miał dostawać eliksir Słodkiego Snu i nigdy nie miał się dowiedzieć, że to ona go leczyła. Nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać obelg i wrednych komentarzy od tego platynowowłosego dupka, ani teraz ani nigdy. Wystarczyło, że przez niego mijała się z mężem od ponad miesiąca, a jej wolne dni sprowadzały się do ważenia eliksirów i "pożyczania" kroplówek z mugolskich szpitali.
Pod koniec szóstego tygodnia oznajmiła Harry'emu:
- Jeszcze dwa tygodnie i powinien być w pełni zdrów. Teraz już nie potrzebuje mojej pomocy, wystarczą wizyty jakiegokolwiek uzdrowiciela, parę zaklęć, eliksirów, dużo snu i stopniowego wracania do sprawności.
- Dobrze. Zamierzam o nim powiedzieć aurorom dziś wieczorem, będą mieli pół miesiąca na oswojenie się z tą myślą.
Roześmiała się.
- Nie sądzę by to wystarczyło. Ja do tej pory nie mogę uwierzyć, że chcesz go oficjalnie zatrudnić, a kiedy Ron się dowie... – zachichotała, wyobrażając sobie wybuch męża - Skoro czas tajemnicy się kończy, jutro przyślę tutaj doktora Mitchella, to świetny specjalista i na pewno zgodzi się udawać, że to on zajmował się nim przez ten cały czas. Prywatny, bogaty pacjent bardzo mu się przyda.
- Skoro takie jest twoje życzenie Hermiono, chociaż naprawdę uważam...
- Rozmawialiśmy już o tym - nie pozwoliła mu skończyć - Poza tym muszę wziąć urlop i zająć się moim małżeństwem. Pojutrze zaczynają się mistrzostwa quiddicha, kupiłam już bilety i zamierzam pojechać tam z Ronem – prychnęła, widząc powątpiewającą minę Harry'ego - Dam radę, Ron jest ważniejszy niż moja niechęć do mioteł.

~*~


Uśmiechnęła się szeroko na widok jego zachwyconej miny.
Jeszcze chwila i zacznie podskakiwać.
- Hermiono, jesteś cudowna - pocałował ją i zaczął się błyskawicznie pakować - nie mam pojęcia jak udało ci się namówić mojego szefa na cały miesiąc wolnego! I to w tak gorącym okresie!
- Nie było łatwo, ale najważniejsze, że cel został osiągnięty - stłumiła grymas obrzydzenia, kiedy przypomniała sobie Adriena Maysona łapiącego ją po raz któryś za kolano.

~*~


Dam radę, jeszcze tylko tydzień i będę mogła wrócić do pracy. Nadrobię zaległości i wymienię doktora Michella, w końcu obiecałam mu miesiąc wolnego na jego podróż poślubną.
Zauważyła, że Ron otworzył oczy patrząc na nią uważnie.
Skup się kobieto!
Jęknęła, obejmując go mocniej udami.
- Jesteś najlepszy Ron – szepnęła, kiedy zaczął miętosić jej piersi. Po jego głośnych oddechach wywnioskowała, że jeszcze chwila, jeszcze moment...
Teraz.
Wygięła się, przyciągając go do siebie i krzyknęła. Minutę później usłyszała chrapnięcie. Już dawno pozbyła się wyrzutów sumienia z powodu udawania orgazmu. Robiła to w końcu po to, by Ron czuł się dobrze. Nie był winny temu, że ona po prostu w łóżku się nudziła. Szybko zrozumiała, że musi należeć do typu kobiet oziębłych, którym seks nie przynosi przyjemności. Wstydziła się tego i robiła wszystko, by nikt nigdy się o tym nie dowiedział.
Wyszła z łóżka i poszła pod zimny prysznic. Musiała zmyć z siebie pozostałości po nieprzyjemnym małżeńskim obowiązku i dziwne uczucie bycia wykorzystaną i oszukaną. Czasem, przez parę minut, zastanawiała się jak by to było gdyby miała innego mężczyznę w łóżku, czy może wtedy poznałaby smak rozkoszy...
Urywała te rozważania szybko. Nie mogła i nie chciała winić męża za swoje ograniczenia. Bolesne rozczarowanie przychodziło jednak po każdym stosunku, nie zważając na jej logiczne wyjaśnienia i decyzję pogodzenia się z rzeczywistością.
Zagryzła żeby przywołując się do porządku i zakręciła wodę.
Nigdy nie zrozumiem, co takiego ludzie widzą w seksie.

~*~


Nareszcie w domu, koniec wrzasków, pisków, mioteł, pijaństw i namiotów.
Pomimo swojego zmęczenia, czuła się dumna i szczęśliwa widząc zachwyt w oczach męża. Już od progu z entuzjazmem zaczął zdawać ojcu relację ze wszystkich meczów zupełnie nie przejmując się bagażami, które rzucił w kąt przedpokoju. Wzięła więc ich walizki do sypialni i zabrała się za rozpakowywanie. Zanim zdążyła to skończyć, Ron wsadził głowę przez drzwi i z szerokim uśmiechem oznajmił:
- Idziemy do Harry'ego! Chcę mu dać ten autograf, pęknie z radości i zazdrości!
- To idź, ja wezmę tylko prysznic i do was dołączę, będziecie mieli chwilę dla siebie.
Nie spieszyła się. Długi chłodny prysznic, spokojne wmasowanie balsamu, suszenie włosów - wszystko to robione w absolutnej ciszy. Rozkoszowała się tą chwilą. Potem naciągnęła dżinsy i koszulkę nie przejmując się makijażem, w końcu idzie do Harry'ego, może sobie odpuścić. Machnęła też ręką na układanie włosów, dziś jeszcze ma wolne.
Aportowała się sprzed Nory na Grimmauld Place i zapukała do drzwi.
Witam panienkę, zapraszam.
- Dzień dobry Stworku, to dla ciebie - podała mu niewielkie pudełko - mam nadzieję, że ci się spodo...
- TO SZALEŃSTWO! NIEMOŻLIWE!

~*~


Kiedy machnięciem różdżki odesłał ostatnie książki na regał, rozejrzał się z niedowierzaniem po przestronnej sypialni.
To jest absurdalne. Wprowadziłem się do Pottera.
Poszedł do łazienki, by zmyć z siebie kurz i resztki zielonej farby. Musiał odnowić te paskudne wypłowiałe ściany, a Bliznowaty nie musiał o tym wiedzieć wcześniej niż po fakcie.
Absurd.
Prychnął pod nosem, odkręcając wodę.
Jak to się właściwie stało? Owszem, przeleżał tu ostatnie kilka tygodni podczas rekonwalescencji, a kiedy doktor Mitchell pozwolił mu wreszcie przestać pić dwa razy dziennie eliksir słodkiego snu i wstać z łóżka, nie spieszył się z wyprowadzką. Potter wiedział też, jak nienawidzi Malfoy Manor, jak nie znosi wracać do matki opłakującej los jego, według niej, zupełnie niewinnego ojca, ale proponować mu wprowadzenie się? Obydwaj doskonale wiedzieli, że stać go na kupno najdroższego pałacu w Anglii.
Możliwe, że pomiędzy nimi zrodziło się, przez te parę lat wzajemnego ratowania sobie tyłków, coś na kształt przyjaźni, do czego oczywiście żaden z nich nie chciał się przyznać. Ale jak to się stało, że on przyjął propozycję Bliznowatego? Oparł dłonie na kafelkach i opuścił głowę, pozwalając chłodnemu strumieniowi wody płynąć.
Przestań się oszukiwać, to oczywiste, że chciałeś być bliżej...- usłyszał w głowie głosik, który aż za bardzo przypominał mu słodko-wredny szept El.
Uderzył pięścią w ścianę. Zakręcił wodę i wychodząc z kabiny sięgnął po miękki ręcznik. Wycierając nim włosy spojrzał z zadowoleniem na swoje odbicie w dużym lustrze.
Muszę dać doktorkowi sporą premię, postarał się. Wykaraskać mnie z tego tylko z paroma bliznami? Utalentowany gość.
Wytarł niedbale ciało i sięgnął po pierwsze z brzegu ciuchy. Uznał, że piwo dobrze mu zrobi, a przy okazji będzie mógł wyciągnąć z Pottera parę informacji, które Bliznowaty przed nim zataił.
Zbiegł po schodach i udał się do kuchni, w której spodziewał się zastać Zbawiciela Świata zaczytanego w aktach jakiegoś Śmierciojada.
- Wiedziałem - uśmiechnął się do siebie triumfująco, widząc mężczyznę pochylonego nad stosem papierzysk Zrobiłem mały remont - wyciągnął dwie butelki z lodówki i rzucił jedną brunetowi, stając pod ścianą.
- Przeżyję, nie zamierzam włazić do twojej sypialni - Harry złapał zgrabnie piwo, otworzył je szybkim ruchem różdżki i upił zachłannie parę łyków.
- Złoty Chłopcze, Który Przeżył Po Raz Drugi, nawet nie wiesz jak mi ulżyło - roześmiał się, widząc jego wściekłą minę.
Tak, to zdecydowanie to, gdybym mieszkał sam nie miałbym kogo wkurzać, z kim dyskutować czy grać w szachy, poza tym jest bliżej do biura i knajp. To czysta wygoda, nic więcej.
Harry?! Gdzie jesteś?! Wróciłem z mistrzostw! Mówię ci stary, ale była impreza, a Hermiona była po prostu cudowna, ale ja mam żonę!
- Wieprzlej - warknął pod nosem i zmrużył wściekle oczy na widok Rudzielca wbiegającego do kuchni.
Kiedy spojrzenia Malfoy'a i Weasley'a skrzyżowały się, atmosfera w pomieszczeniu natychmiast stężała i nie minęła sekunda, a czarodzieje mierzyli w siebie różdżkami.
- Expelliarmus! - różdżka Rona podleciała do Harry'ego, natomiast drugi z mężczyzn nie pozwolił jej sobie wybić z dłoni odruchowo rzucając protego - Draco, oddaj mi swoją, nie chcę tu żadnych pojedynków pomiędzy wami!
Ślizgon rzucił mu ją niechętnie, zdając sobie sprawę z tego, że może nie powstrzymać się przed użyciem jakiejś wyjątkowo paskudnej klątwy na "gościu", a mieszkanie z ojcem w jednej celi Azkabanu nie wydawało mu się pociągające.
Ależ on się drze, ile tak można?
Patrzył z niedowierzaniem, jak Weasley wypluwa z siebie coraz to nowe epitety, a jego twarz robi się z sekundy na sekundę bardziej czerwona. Nie zamierzał się wtrącać, popijał piwo, przysłuchując się jak Potter próbuje coś przetłumaczyć swojemu wiewiórowatemu przyjacielowi.
Trawa cytrynowa?
Spojrzał w kierunku, z którego dobiegł go przyjemny, znajomy aromat. Nie słyszał kiedy weszła, jej pożałowania godny mąż zagłuszyłby nawet wtargnięcie stada centaurów. Uniósł w leniwym zadowoleniu prawy kącik ust i zmierzył ją niespiesznie wzrokiem. Dawno nie widział jej bez tego sztywnego koka, okropnej garsonki i nieśmiertelnej, pozapinanej na wszelkie możliwe guziki, koszuli.
Jak taka kobieta mogła wyjść za tego prowincjonalnego idiotę?
Zobaczyła go i otworzyła usta ze zdumienia.
Spojrzała na niego tak cielęco-zdumionym wzrokiem, że ledwo pohamował się przed parsknięciem śmiechem. Przyglądał jej się uważnie z leniwym uśmiechem zadowolenia, próbując jednocześnie puszczać mimo uszu wrzaski jej żałosnego męża.Z miłego zamyślenia wyrwał go obraz wielkiej łapy zaciskającej się na jej ramieniu. Wyprostował się, by zareagować widząc grymas bólu na jej twarzy, ale zanim zdążył, byli już na korytarzu.
Na parę minut zapadła w kuchni nieprzyjemna cisza, w ciągu której obaj mężczyźni wpatrywali się z niedowierzaniem w miejsce gdzie przed chwilą stała dwójka przyjaciół Harry'ego.
- Czego mi nie mówisz Słodki Zbawicielu? - rzucił ironicznie Draco na co Potter wyraźnie się zjeżył.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Malfoy i nie waż się nawet komentować.
- Nie zamierzam - machnął z lekceważeniem ręką - Wiewiór nie jest wart nawet sekundy mojego czasu, mówiłem o Granger, ona nie była tak zdziwiona jak powinna, zaskoczona owszem, ale wcale nieporuszona moim widokiem. Powiedziałeś jej o mnie.
Harry westchnął. Próba ukrywania czegoś przed Ślizgonem nie miała najmniejszego sensu, to tak jakby ukrywać coś przed Severusem Snapem.
- Powiedziałem.
- Czyli już wiadomo, kto mnie wydał, nie mogłeś trzymać gęby na kłódkę? - syknął wściekle Malfoy i kilkoma łykami opróżnił butelkę.
- To nie Hermiona, powiedziałem jej kiedy szukałem dla ciebie uzdrowiciela, potrzebowałem kogoś dyskretnego i dobrego, a ona się przecież obraca w tym towarzystwie.
Draco zmarszczył brwi, wyjął piwo z lodówki, otworzył o blat stołu i napił się siadając na krześle. Zamierzał sobie wszystko dokładnie przemyśleć.

~*~


Ujrzała przed sobą Norę i w duchu podziękowała Merlinowi za to, że żadne z nich się nie rozszczepiło po tak nieprofesjonalnej teleportacji jaką zastosował wzburzony Ron. Poczuła mocne szarpnięcie za ramię i chwilę później została siłą posadzona przez męża na krześle w kuchni.
- Czyli to była twoja praca, tak?! Schadzki z Potterem i tą Fretką!
- Ron, to nie tak - rozmasowała piekące miejsce i wielkimi z niepokoju oczami wpatrywała się w jego skrzywioną złością twarz.
- Wypierasz się, że...
- Co się tutaj znowu dzieje?! - do kuchni wbiegła Molly w kąpielowym czepku na głowie i miną nie wróżącą niczego dobrego.
- Jej spytaj! Zapytaj, z kim mnie zdradza! - zacisnął dłonie w pięści.
- Ron! - Hermiona poderwała się z krzesła, nie wiedząc czy jest bardziej wzburzona czy przerażona zaistniałą sytuacją - Z nikim cię nie zdradzam! Kiedy to do ciebie wreszcie dotrze?!
- Chcesz mi wmówić, że nie spotykałaś się z Malfoy'em, nie widywałaś się z nim kiedy niby były sytuacje kryzysowe w Mungu?! Masz mnie za takiego durnia?!
- Leczyłam go, to wszy...
- Właśnie! - wycelował w nią oskarżycielsko palec - Wiedziałem!
- Ron, proszę, uspokój się. Porozmawiajmy - podeszła i wyciągnęła do niego dłoń, ale on obrócił się tylko na pięcie i wybiegł z domu.
Milcząca dotąd Molly poprawiła szlafrok i spojrzała ze zdziwieniem i podejrzliwością na synową.
- Hermiono, czy możesz mi wytłumaczyć, co się tutaj dzieje?
- Chciałabym, ale... - spojrzała pustym wzrokiem na drzwi - sama tego nie rozumiem.

~*~


betowała Witch, której bardzo dziękuję;
upraszam się o komentarze, to dla mnie niezwykle ważne;
pozdrawiam,
atramaj