czwartek, 4 grudnia 2014

rozdział 10

na wstępie chcę Wam serdecznie podziękować za komentarze, jestem za nie Przeogromnie wdzięczna, na każdy z nich odpisałam i myślę, że tak już będę robiła zawsze, ponieważ mi się wydaje to miłe, po prostu; 

mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba, zapraszam

~*~

- Och! - krzyknęła z irytacji i zmięła ze złością zapisane pergaminy -To...bez...sensu! - Z każdym kolejnym słowem gniotła je coraz silniej, mocniej. Złość w niej rosła, paliła do żywego. - Nie! Nie! Nie! - Rwała pergaminy na kawałeczki. Skrawki sypały się na blat stołu, na jej kolana, podłogę. Wściekłość piekła ją w gardle, pęczniała, utrudniając oddech. - NIE! - Zakrztusiła się własnym krzykiem, bólem.
Z niedowierzaniem spojrzała na swoje ubrudzone atramentem dłonie, na bałagan wokół i rozpłakała się.
Nie przejmowała się tym, że ktoś ją może usłyszeć, zobaczyć, że krzyczy z bólu i tuli do siebie strzępki papieru. Nie myślała o tym. Schowała twarz w dłoniach, kuląc się, wtulając głowę w ramiona. Dała sobie przyzwolenie na użalanie się, na płakanie nad sobą, na zauważenie swojego nieszczęścia. Trwało to tylko chwilę. Kwadrans, nie więcej, ale jej wydawało się wiecznością.
Czuła się pokonana, nie miała już siły walczyć o to, co i tak leżało w ruinach. Nie rozumiała, jak mogli z Ronem się tak zagubić, pomylić. Jak mogli popsuć ten spokój, który w takich trudach odbudowywali? Westchnęła zrezygnowana i przecierając oczy, uniosła głowę.
Jej wzrok przykuł przedmiot, którego nie powinno tu być, wręcz nie miał do tego prawa. Była pewna, że przed chwilą tutaj nie stał, dodatkowo, szczerze wątpiła, by Harry posiadał takie szkło. Zamrugała, ale nie zmieniło to faktu, że na stole, tuż przed nią, stał tulipanowy kieliszek wypełniony do jednej trzeciej wysokości złocistym napojem. Obok niego leżała śnieżnobiała chusteczka zakończona ciemnozielonym obramowaniem.
Podniósłszy głowę, obrzuciła kuchnię badawczym spojrzeniem.
Po przeciwnej stronie pomieszczenia, oparty o szafkę, z rękoma splecionymi na torsie, stał Draco Malfoy i wpatrywał się w nią z uwagą i spokojem.
W pierwszym odruchu chciała wstać i wybiec albo nakrzyczeć na niego, wyżyć się na nim, wyładować całe swoje napięcie. Zamiast tego jednak, sama nie rozumiejąc dlaczego, wzięła kieliszek w dłoń i upiła niewielki łyk. Alkohol zapiekł ją mocno w gardło, ale w jakiś niepojęty sposób przyniósł ulgę, rozlewał się ciepłem po jej wnętrzu. Przymknęła oczy, z przyjemnością wdychając lekko duszący, pikantny aromat, wydawało jej się, że wyczuwa w nim delikatną nutkę karmelu. Wypiwszy kolejny łyk, skrzywiła się nieznacznie. Whisky była pyszna, ale ona nie była przyzwyczajona do tak silnych trunków. Zlizała resztę alkoholu z warg, wyczuwając subtelny smak jakichś jagodowych owoców.
Była świadoma intensywnego spojrzenia jego stalowoszarych oczu błądzącego po jej postaci, miała wrażenie, że jest ono wręcz namacalne, przenikające na wskroś. Niepokoiło ją. Coraz dotkliwiej odczuwała ciszę pomiędzy nimi, była niewygodna, nienaturalna, trudna do zniesienia. W końcu nieodparta chęć przerwania jej wzięła górę nad potrzebą spokoju. Otworzyła gwałtownie oczy odstawiając kieliszek na stół i spojrzała na niego wyzywająco.
- Na co tak patrzysz Malfoy? Wypiłam twoją truciznę. - jej wojowniczy ton prowokował - Zadowolony? O jedną szlamę mniej na świecie.
Uniósł leniwie brew, rzucił jej krótkie, rozbawione spojrzenie i wyprostował się, niespiesznie wygładziwszy koszulę sięgnął po butelkę stojącą nieopodal.
- Życzysz sobie jeszcze? - spokój i pewność jego głosu, oraz ledwo wyczuwalna nutka ironii, zadziałały na nią jak płachta na byka. Miała ochotę nim potrząsnąć, zawołać "Malfoy! Przecież to ja! Obraź mnie, jak na ciebie przystało, żebym mogła ci odpyskować i wyjść stąd oburzona, przeklinając cię pod nosem!". Rozczarowana, przyglądała się jak stawia na stole drugi tulipanowy kieliszek i nalewa whisky do obu, najpierw dla niej.
Jak na cholernego dżentelmena przystało. przemknęła jej przez głowę irytująca myśl.
Coraz mocniej odczuwała kontrast pomiędzy nimi. Malfoy prezentujący się jako przystojny, elegancki, mężczyzna w nienagannie wyprasowanym garniturze, na którym nie osiadł najmniejszy pyłek, i ona, siedzącą pośród bałaganu, z podpuchniętymi oczami, czerwonym nosem i dłońmi umazanymi atramentem. Pragnęła rozwalić ten jego idealny obraz, tę nienaganną pozę, zrobić cokolwiek. Zmrużonymi z niezadowolenia oczami obserwowała jak siada naprzeciwko, sięga po kieliszek i unosi go.
- Twoje zdrowie...Hermiono.
Jej imię w jego ustach było jak trzaśnięcie biczem. Zbulwersowana, wciągnęła gwałtownie powietrze, zapragnęła mu dopiec, dokopać do żywego i zanim się zorientowała, chwyciła chusteczkę i wydmuchała w nią głośno, zuchwale nos wprost na monogram z jego inicjałami. Spojrzała na niego wyzywająco.
Na to już musisz zareagować! No zrób coś! Obraź mnie, zaśmiej się. Zrób cokolwiek! jej spojrzenie prowokowało. Chciała, by zmusił ją do obrony, do ataku, do złości. By odwrócił jej myśli od tego zranienia, które miała w sobie.
Z poczuciem triumfu obserwowała jego zaskoczenie, błysk irytacji w oczach, napięcie szczęki i dłoń zaciskającą się na kieliszku. Upiwszy łyk, odstawił szkło na bok i wstał z krzesła. Oparł dłonie na stole, przez moment patrząc jej w oczy marszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiał.
Czekając, obserwowała go z zaciśniętymi ustami i błyskiem samozadowolenia w oczach. Obracała w dłoniach tę chustkę, zdawała sobie sprawę z żenującego poziomu zachowania, które właśnie zaprezentowała. Nie przeszkodziło jej to jednak delektować się swoją satysfakcją.
Draco wziął głębszy oddech, by po chwili wypuścić niespiesznie powietrze, uspokajając się.
- Dosyć oryginalny sposób traktowania jedwabiu. - powiedział z nonszalanckim spokojem. Do Hermiony dotarło, że poniosła druzgocącą porażkę na polu ich wzajemnych relacji.
Obszedł stół podchodząc do niej i ostrożnie, uważając by się nie pobrudzić, wyjął jej z dłoni chusteczkę, zgrabnym rzutem umieścił w koszu na śmieci, po czym bez pardonu wziął ją na ręce.
- Co ty robisz?! - zamachała nogami, zaskoczona - Natychmiast mnie postaw!
- Potrzebujesz spokoju i świeżego powietrza, spacer dobrze ci zrobi. - nie przejmując się jej protestem, ruszył do wyjścia, wyszeptał pod nosem coś, czego nie dosłyszała i drzwi na końcu korytarza otworzyły się bezszelestnie.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. - zaprotestowała.
- Jeśli to uratuje kolejne przedmioty, należące do mnie, przed twoją obsesją niszczenia, to owszem, będę. - odpowiedział jej spokojnie, w jego oczach błąkały się iskierki rozbawienia, nie mogła tego jednak zobaczyć, zbyt zajęta próbą powstrzymania go. Kiedy przekraczał próg domu, spróbowała złapać framugę drzwi, jednak nim zdążyła poczuła znajome szarpnięcie.
Teleportował się z nią.
- Co ty sobie myślisz, do jasnej... - zamilkła, rozglądając się po miejscu, w które ją przyniósł. Przepiękny krajobraz ją zachwycił, wokół nich nie było żywej duszy, tylko oni i wrzosowiska ciągnące się po horyzont. W oddali dostrzegła mugolskie miasteczko, z tej odległości wydawało się jej nierzeczywiste. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem.
- Jesteśmy w Dark Peak. - powiedział stawiając ją na ziemi - To część...
- Wiem, to część Peak District - weszła mu w słowo - konkretniej mówiąc, północna. - dodała wystawiając twarz do słońca, które przyjemnie rozgrzewało jej skórę.
Uśmiechnął się do siebie, słysząc jej mądraliński ton i zszedł na ścieżkę, która biegła nieopodal.
- Dokąd ty idziesz? - Poczuł satysfakcję słysząc jej zaciekawienie, zatrzymał się i spojrzał na nią przez ramię.
- Na spacer, możesz iść ze mną, jeśli chcesz.
Uniosła brwi. Zaskoczył ją tą propozycją.
- Co za dziwny pomysł. - Prychnęła, krzyżując dłonie na piersiach. - Niby dlaczego miałabym spacerować z tobą?
- A dlaczego nie miałabyś? - Zmarszczyła brwi rzucając mu podejrzliwe spojrzenie mówiące wyraźnie, że ona ma wiele powodów i on je doskonale zna. Śmierciożerca, tchórz, zdrajca... wiele określeń cisnęło mu się do głowy kiedy tak na niego patrzyła. Zasłużył na wszystkie. Zacisnął dłonie w pięści, całą siłą woli zmuszając się do spokoju. - Rozumiem, chociaż w dalszym ciągu twierdzę, że towarzystwo jest przyjemniejsze od spacerowania w samotności. - Skinął jej elegancko głową, wsunął ręce w kieszenie i ruszył przed siebie niespiesznie.
Patrzyła za nim dłuższą chwilę, próbując dopasować do siebie elementy układanki, zagadki, którą on niewątpliwie był. Kiedy jego smukła sylwetka znikła za jakimś wzniesieniem, Hermiona pokręciła głową, odganiając od siebie te myśli. I tak miała dużo na głowie, zajmowanie się Malfoyem to była ostatnia z rzeczy, których teraz potrzebowała. W jednym musiała, z niechęcią, przyznać mu rację: potrzebowała ochłonąć, dać odpocząć myślom, a spacer, świeże powietrze i piękne widoki były idealne, by to osiągnąć. Odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem w kierunku przeciwnym do Ślizgona.

Zanim się obejrzała, jej myśli zaczęły się wyciszać, a ciało odprężać. Świeże powietrze, miarowy krok, regularny oddech i piękne widoki uspokajały i pomagały wrócić do równowagi.
Już kiedyś stosowała taką autoterapię.

Maszerowała już drugą godzinę. Zupełnie nie przejmując się ciemnością, tym że wielu śmierciożerców jest jeszcze na wolności ani faktem, że sam Minister Shacklebolt pofatygował się wczoraj do wynajmowanego przez nią pokoju prosząc, by zachowała przynajmniej minimalne środki ostrożności. Miała w nosie środki ostrożności. Potrzebowała się zmęczyć i wyciszyć umysł na tyle, by zasnąć zanim zaczną ją nawiedzać wspomnienia.
Minęły już prawie 3 miesiące od dnia okrzykniętego Dniem Wielkiego Zwycięstwa, Dniem Bitwy o Hogwart, Dniem Unicestwienia Sami - Wiecie - Kogo... usiłowała zrozumieć ludzi, którzy wspominając te wydarzenia mają szerokie uśmiechy na ustach i ulgę w oczach, z całych sił próbowała zmusić się do podzielania ich szczęścia. Bezskutecznie. Dla niej, 2 maja 1998 roku do końca życia pozostanie Pierwszym Dniem Wielkiej Żałoby.
Śmierci Freda Weasleya, profesora Severusa Snape'a, małego Colina i wielu, wielu innych przytłoczyły ją, a informacja o masakrze dokonanej na jej rodzicach była kroplą przelewającą czarę bólu i goryczy. Załamała się. Wiedziała, że powinna pomagać, leczyć rannych, przyjmować podziękowania i gratulacje, ale nie potrafiła. Umiała jedynie schronić się w kąciku Wielkiej Sali i patrzeć na wszystko wokół nieprzytomnym wzrokiem. Na pogrążonych w rozpaczy Weasleyów, Remusa całującego Tonks, Kingsleya i profesor McGonagall próbujących zorganizować jakoś tę sytuację, na uśmiechniętego Nevilla, szukającego wśród tłumu Luny, obezwładnionych Malfoyów, fetujących aurorów i na Harry'ego, który wyglądał, jakby miał ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
Minęły 3 miesiące od śmierci Voldemorta. W tym czasie była na kilkudziesięciu pogrzebach, dostała Order Merlina Pierwszej Klasy, kilkadziesiąt razy odmówiła gazetom wywiadu, przeczytała kilka wywiadów udzielonych przez Rona, sprzedała dom rodziców, pracowała w Esach i Floresach i robiła absolutnie wszystko, by nie mieć czasu na rozpamiętywanie.
Minęły 2 miesiące od zniknięcia Harry'ego Pottera. 2 września. Jedyna osoba w Wielkiej Brytanii, która zdawała się rozumieć jego decyzję, maszerowała późną nocą na granicy Zakazanego Lasu. Zdeterminowana, by nie poddać się czarnym myślom, zdać OWTMy z najwyższymi notami i zrobić wszystko, co tylko konieczne, by do jej życia wrócił uśmiech. Zdecydowana, by nie dać się złamać.

Przemierzała wrzosowiska szybkim marszem. Przypomniała sobie postanowienie sprzed 8 lat i odetchnęła głęboko. Nie da się złamać. Nie ona.

~*~

Wszedł do domu i od progu usłyszał odgłos miarowych uderzeń skóry o skórę dobiegający z salonu. Uśmiechnął się pod nosem. Już miał potwierdzenie, że rozmowa z Weasleyem poszła nie tak, jak to sobie Złoty Chłopiec wymarzył.
Skierował się do kuchni.
- Piwa? - rzucił niedbale, przechodząc obok salonu. Nie musiał zaglądać, by wiedzieć, że Potter stoi na środku pokoju odziany jedynie w krótkie spodenki i bokserskie rękawice, którymi maltretuje worek treningowy. Odpowiedział mu tylko głośniejszy huk. Uśmiechnął się szerzej. Im bardziej Harry był wściekły, tym lepiej dla niego, teraz wystarczyło się tylko dowiedzieć reszty. Co prawda, nie miał wielkiej ochoty słuchać o poczynaniach Weasleya, ale informacja była potężną bronią w odpowiednich rękach, a Draco zdecydowanie wiedział jak to ostrze wykorzystać.
Kiedy wszedł do salonu z dwiema butelkami w dłoni, Harry, już bez rękawic, ocierał ręcznikiem pot z twarzy.
- Ubrałbyś się, przypominam, że mieszka z nami kobieta, nie chcemy jej wystraszyć. - zakpił Draco, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Hermiony nie ma. - odburknął, ale sięgnąwszy po bluzę, wciągnął ją na siebie - Dasz mi je, czy czekasz na specjalne podanie? - złapał butelkę lecącą w jego kierunku i usiadł wygodnie na sofie.
Przez chwilę w milczeniu popijali, patrząc na wiszący pośrodku pomieszczenia bordowy worek treningowy. Odkąd Harry wrócił do Anglii, wyciągał go tylko w dwóch przypadkach: kiedy był wściekły lub gdy jakaś sytuacja go przerastała i potrzebował zebrać myśli; którakolwiek z nich zaistniała dzisiaj, Draconowi było to na rękę.
- Mów, Potter, nie mamy całej nocy, ona kiedyś wróci. - ponaglił go.
- Nie gadałem z Ronem, nie mogliśmy go z Ginny znaleźć. W Norze powiedział, że wyjeżdża na delegację, w pracy wziął urlop... nikt nie wie, gdzie jest. - zmierzwił dłonią włosy i spojrzał na Malfoya, który wpatrując się w ogień wydawał się być rozczarowany - Szukaliśmy wszędzie! Obeszliśmy nawet wszystkie puby, do których lubi wpadać i wszystkich znajomych i co? Nic. Żadnego, kurwa, śladu! - zirytowany, rzucił rękawice w głąb pokoju.
Draco zapalił papierosa i rzucił paczkę Potterowi, który obracał ją przez chwilę w palcach, a potem ze zrezygnowaną miną wyjął jednego i odpalił od różdżki. Z zasady palił tylko w pracy, ale dziś postanowił zrobić wyjątek.
- Boisz się, że pójdzie za twoim przykładem i ucieknie? - zakpił.
- Ja nie uciekłem. - Harry rzucił mu mordercze spojrzenie, pod którym dość łatwo zauważył skrywający się niepokój.
- Fakt, ty po prostu zrobiłeś sobie parę lat przerwy od życia. - zupełnie nie przejmując się zirytowanym warknięciem, kontynuował - Nie pójdzie w twoje ślady. Weasleyowie są zbyt rodzinni, by na kilka lat odciąć się od wszystkich. Wróci.
Harry'emu nie udało się powstrzymać westchnienia ulgi.

~*~

betowała niezastąpiona Witch, dziękuję Ci pięknie :) 

~*~

ślicznie proszę o komentarze, Wasze opinie są dla mnie niezwykle cenne

pozdrawiam,
atramaj